czwartek, 12 listopada 2020

Saszetka na smaczki JoQu - recenzja


Jednym z podstawowych elementów wyposażenia psiarza jest saszetka na smaczki. Dotychczas nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do nich – miała po prostu być pojemnikiem na smaczki. Moją saszetkę uszyłam sobie sama z wodoodpornego materiału i nawet nie wiedziałam ile możliwości mnie omija. Na szczęście nie żyję już w niewiedzy i dzięki Top for Dog 2020 znalazłam najlepszą saszetkę na świecie! Drodzy Państwo, przedstawiam Wam saszetkę firmy JoQu.



JoQu to polska firma, projektująca i szyjąca w Polsce. Do swoich produktów używają wysokiej jakości materiałów i przywiązują ogromną wagę do staranności wykonania. Nie inaczej jest w przypadku saszetki. Została ona uszyta z Cordury, która wykorzystywana jest do szycia obuwia i odzieży turystycznej dzięki swoim właściwością wodoodpornym i wytrzymałości. W ofercie jest kilka opcji kolorystycznych – ja wybrałam w całości czarną. Jest bardzo estetyczna i pasuje do wszystkiego. A co jest w niej najlepsze?

POJEMNOŚĆ! O nie jest zwykła saszetka na smaki – to ultra praktyczna, mini torba turystyczna!


zapakowana saszetka

Główna kieszeń „smaczkowa” wykończona jest materiałem brudo i tłuszczoodpornym. Saszetkę można prać w 30 stopniach, najlepiej w detergentach do odzieży turystycznej, ja jednak nie miałam takiej potrzeby. Po użyciu wystarczy, że wytrzepię i nie ma śladu po okruszkach a nawet zapachu. 


Kieszeń jest zapinana na magnes, ale nie tylko łapiący brzegi, a ma klapkę, która dodatkowo zabezpiecza zawartość przed deszczem czy wysypaniem się podczas wygibasów. Część „smaczkowa” jest bardzo głęboka. Można zabrać ze sobą dużo jedzenia, albo tak jak ja, różnych innych rzeczy. W kieszeni tej mieści mi się:

  • woreczek z jedzeniem,

  • piłka,

  • telefon komórkowy,

  • miniapteczka spacerowa.

Oczywiście na trening wkładam tam tylko jedzenie by mieć jak najszybszy do niego dostęp, ale na wycieczkę zabieram już znacznie więcej rzeczy.

Z przodu jest kolejna kieszonka, tym razem zapinana na zamek. Ona również jest pojemna i może zmieścić nawet sporej wielkości telefon komórkowy. Mnie służy do noszenia portfela i kluczy do mieszkania, a w pociągu miałam w niej książeczkę zdrowia BBiego.

Jeszcze niżej są dwie kieszonki na rzep. Jedna ma specjalny gumowy otwór na kupoworki. Mieszczą się spokojnie dwie rolki. W drugą można załadować zapasowe aku do aparatu, kliker czy klucze z samochodu.


To wszystko zmieściło się do naszej saszetki.

Jak widać saszetka choć wygląda niepozornie jest ultra pojemna. Świetnie spisuje się podczas treningu z psami, wypadu do lasu i była po prostu nieoceniona w podróży. Ponieważ saszetka wisi wzdłuż nogi pionowo, jest do wszystkiego łatwiejszy dostęp niż w klasycznej nerce, która wygina się na naszych krągłościach.


idealna w podróży

I tu kolejna mega zaleta. Saszetka JoQu jest zapinana na pasek jak nerka a nie na klips jak większość saszetek. Dzięki temu nie odepnie się przypadkowo, jest stabilnie umieszczona na miejscu. Pasek jest szeroki, wygodny i ma spory zakres regulacji, można więc nosić w pasie, ale i przez ramię na piersi. Klamra zapinająca wykonana z dobrej jakości plastiku mocno trzyma. Dodatkowo pasek można odpiąć i przepiąć do kółeczek z boku tworząc zwykłą torebkę. Zapięcia są mega trudne do odpięcia, nie ma więc niebezpieczeństwa, że coś się poluzuje. A dla tradycjonalistów są jeszcze dwie szlufki z tyłu więc można w ogóle zrezygnować z oryginalnego paska i przewlec ją przez swój.


zapięcie paska

Boczne kółeczka jeśli nie używamy ich do paska świetnie mogą posłużyć do przypięcia miski czy bidonu.

Widzicie zatem, że saszetka JoQu to nie tylko produkt ładny, ale przede wszystkim bardzo dobrze przemyślany, zaprojektowany i wykonany. Spełnia wiele funkcji i trudno jest mi sobie wyobrazić, że znajdziecie gdziekolwiek lepszą saszetkę. Ja jestem zakochana i jest to dla mnie prawdziwy hit nad hity! Polecamy ogromnie!


poniedziałek, 9 listopada 2020

Adresatki Wystrój Zwierza - recenzja


Czy w temacie adresatek można wymyślić jeszcze coś nowego? Można. Niepowtarzalny design i praktyczność w jednym to definicja ID od Wystrój Zwierza. Zapraszam na recenzję przygotowaną w ramach plebiscytu Top for Dog 2020.



Adresatka jest czymś co powinien mieć każdy psiak, przy każdej obroży/szelkach. Zawsze. Wszędzie. Nie ważne, że idziemy tylko dookoła bloku, że na smycz. Trudno przewidzieć nam wszystkie scenariusze, a z mojego schroniskowego doświadczenia wiem, że historie psich ucieczek są naprawdę nieraz przedziwne i dramatyczne. Dlatego każdy psiak powinien być zachipowany (a w bazie muszą być aktualne dane opiekuna) oraz mieć na szyi adresatkę z numerem telefonu. Uratowała ona niejednemu psu życie (pozdrawiamy serdecznie Nairę <3).


Ja adresatek mam w domu sporo, różnych firm, metalowych, prostych, wzorzystych, z jednym numerem, dwoma, małym kółkiem, dużym. Dostrzegałam ich wady, ale nie dumałam nad tym, bo musiała ona być i tyle! Okazuje się, że jest jednak firma, która wyeliminowała wady wszystkich z moich dotychczasowych adresatek.


Wystrój Zwierza ma bardzo bogatą ofertę wzorów i kolorów adresatek. Dzięki temu są one ładne i szybko rzucają się w oczy. Ja wybrałam bardzo proste wzory, bo lubię minimalizm w tego typu produktach. Można jednak spokojnie zaszaleć i wybrać wśród różnych kształtów, czcionek i dodatkowych breloczków (jak nasze urocze dodatki z kostką). Firma chętnie doradza i proponuje coś pod wygląd i charakter waszego zwierza. To jednak nie wszystko.


Wykorzystują też niecodzienne tworzywo – drewno i pleksi. I to jest odpowiedź na główną wadę moich dotychczasowych adresatek.

Przy różnych szelkach są specjalne kółeczka na ID, niestety są one najmniej wytrzymałym elementem konstrukcji i lubią się urywać. Trzeba zatem zaczepiać adresatkę o metalowe kółeczka, a metalowa adresatka na metalowym kółeczku dzwoni! Dzwonienie to doprowadza mnie do szewskiej pasji, nie wyobrażam sobie zatem co muszą czuć psy, które mają znacznie wrażliwszy na wysokie tony słuch niż ja i brzęczy im to zaraz za uchem.

Adresatki z pleksi nie dzwonią! Nie i e! Jest błoga, niczym niezmącona cisza i to jest piękne.


nawet przy otrzepywaniu nie dzwonią

Wystrój zwierza dbają o jakość użytych materiałów i o jakość wypalonego napisu. Na adresatce znajdzie się to co sobie zażyczymy i będzie to na niej umieszczone na długie miesiące, cały czas tak samo wyraźnie.

Moje psiaki nie należą do czyścioszków. Nie mam zestawów do miejskiego szpanowania, bo po prostu nie lansujemy się po restauracjach i bulwarach. Moje psy tyrają po polach, lasach, jeziorach, krzaczorach i moczą tyłki w rowach, błotnych kałużach. Moje psy biegają w polu kukurydzy i tarzają się na plaży. Moje psy przychodzą do domu mokre, brudne, z rzepami w sierści i piachem sypiącym się wokoło. Wszystko co im zakładam musi być wytrzymałe i znosić te szaleństwa.

Te adresatki takie właśnie są. Ani ryski, napis tak samo czytelny. Nic nie zmatowiało. Nówki sztuki.



Wystrój zwierza używa świetnego patentu do zapinania adresatek. Mini karabińczyk jest bardzo silny i nie otworzy się sam, a jednocześnie można go bez wysiłku odpiąć i zapiąć gdzie indziej.

Wracając do biegania po krzaczorach. Zdarzyło mi się kilka razy, że kółeczko na którym wisiała adresatka zahaczyło się o jakąś gałązkę i wygięło. Karabińczyk zapobiega takim przygodą. A gdy psiaki przychodzą do domu brudne w południe to one wieczorem znów muszą wyjść, a szelki niekoniecznie jeszcze nadają się do ponownego użycia. I wtedy musimy mieć milion różnych adresatek przy każdym zestawie jedna, no bo przecież odpinanie tych klasycznych kółeczek to udręka. Te które schodzą lekko deformują się i nie są już bezpieczne. Te ściślejsze trudno jest rozewrzeć i na samą myśl człowiekowi opadają witki. A teraz pyk! pyk! I adresatka jest przypięta do innego kompletu.


Latam a adresatka nie odlata!

Podsumowując Wystrój Zwierza to produkty estetyczne, wytrzymałe i funkcjonalne. Świetnie sprawdzą się i u miejskich elegantów i u takich huncwotów jak moje dwa. Polecamy!




piątek, 6 listopada 2020

Portret DOGNITY – recenzja

 

Pamiętacie ten odcinek „Czterdziestolatka”, gdy Madzia Karwowska zatrudniła architekta do redekoracji mieszkania? Na głównej ścianie ich salonu zawisł portret przodka. Ten element wystroju zapadł mi w pamięć mocniej niż słynne łuki nazywane teraz łukami Karwowskiego na cześć głównego bohatera. Portret przodka! TO jest coś!

Manu jest kundelkiem o nieznanej przeszłości, co innego Biś. Ten to ma historię udokumentowaną do ntego pokolenia z psadziadami i prapsadziadami. Takie drzewo genealogiczne zasługuje na docenienie i honorowe miejsce na ścianie. I tu z pomocą przychodzi DOGNITY.



Maria jest bardzo utalentowaną dziewczyną, która projektuje wyjątkowe portrety zwierzaków na indywidualne zamówienie. Łączy zdjęcie Waszego pupila z portretem zaczerpniętym z klasyki malarstwa. Robi to jednak nie tylko by wizualnie się sprawdziło. Maria wkłada w każdy portret swoje serce i osobowość zwierzaka.


No Biś jak żywy!

Przed wykonaniem portretu autorka prosi o opisanie jaki nasz zwierzak jest, co lubi, jakie ma usposobienie. Pyta o nasze oczekiwania i o naszą wspólną historię. Dzięki temu potrafi dobrać odpowiedni portret do zwierzaka. A później dzieje się komputerowa magia, za pomocą której nasz psiak staje się integralną częścią obrazu.

Ojciec Bisia jest Holendrem z krwi i kości. Mama choć Polka również jak wszystkie kooikerhondje ma holenderskie korzenie. Kooikery dopiero od kilku lat są w Polsce, a pierwszym psem tej rasy urodzonym w naszym kraju jest Edi – Dziadek Bisia. Miało to miejsce 7 lat temu. Rasa jest popularna głównie w swoim ojczystym kraju. Stworzone do nęcenia kaczek w pułapki, te radosne psy doceniane były przez największych mistrzów holenderskiego malarstwa, którzy chętnie umieszczali je na swoich dziełach. Płochacze holenderskie są więc nieodłączną częścią nie tylko holenderskiej historii, ale i kultury.


Zdjęcie, którego Maria użyła do stworzenia portretu.

Rozmawiając z Marią o Bisiowym portrecie poprosiłam, by stworzyła dla nas coś na podstawie holenderskiego malarstwa, najchętniej w stylu Rembrandta. Maria próbowała kilku hrabiów i dygnitarzy, jednak za każdym razem wracała do Mistrza we własnej osobie. I tak powstał przeuroczy portret Bisia w berecie z pióropuszem i w pięknym kontuszu na bazie autoportretu Rembrandta. Maria bardzo dobrze poradziła sobie nie tylko od strony graficznej, ale i estetycznej. Portret przez nią stworzony jest żartobliwy, a jednocześnie miły dla oka – tak jak mój Biś piękny i wesoły :).


projekt w wersji elektronicznej

DOGNITY daje kilka opcji otrzymania produktu. Można zamówić sam portret w wersji cyfrowej, wydruk na płótnie o rozmiarze 40x30 naciągnięty na krosno, kubek z nadrukiem, a planuje również wprowadzeni koszulek z portretem. Nasz portret otrzymaliśmy w bardzo ładnej i dobrze zabezpieczonej paczce.

Maria drukuje stworzone przez siebie obrazy w technologii lateksowej, przez co wygląd wydruku zbliżony jest to farby akrylowej/olejnej. Dodatkowo nadrukowany jest on na płótnie o grubszym splocie, dzięki czemu mamy wrażenie, że mamy w rękach antyk.

Dla porównania wrzucam Wam zestawienie z nadrukowanym na płótnie zdjęciem Manu.



Portret tymczasowo wisi bez ramy, ale niebawem zostanie oprawiony i wtedy zawiśnie w pełnej krasie w moim gabinecie tuż nad psią kanapą.

DOGNITY to wspaniały prezent dla zwierzoluba, ale i dobry sposób na urozmaicenie wystroju. Pamiętajcie, że portret przodka na ścianie nigdy nie wyjdzie z mody. Jest to klasyka dizajnu i element pasujący do każdego wnętrza. Maria przygotowuje Wam produkt, nie tylko najwyższej jakości wykonania i wydruku, ale personalizowany w pełnym tego słowa znaczeniu. Polecamy!



Ciekawostka!

Czy wiecie, że jedną z najsłynniejszych linii psów rasy kooikerhondje jest linia nazwana Manusia? BB ma kilku przodków o tym przydomku :)


Fragment drzewa genealogicznego Bisiowej Mamy