wtorek, 28 lipca 2020

Recenzja ECO maty beBobi


Moje psy są psami, a to znaczy, że lenią się, ślinią, brudzą, otrzepują, tarzają w błocie i pływają w kałużach. Ja jestem kierowcą i lubię zabierać samochodem moje psy w różne miejsca gdzie uskuteczniają bycie psami, a co za tym idzie mocno odbija się to na wyglądzie mojego auta, a raczej mocno się odbijało! Z pomocą przyszła nam eco mata od beBobi.


Mata Kuko+ z kolekcji ECO to mata chroniąca tylne siedzenie mojego samochodu. Jakość wykonania jest po prostu niesamowita! Szwy są idealne, nici wytrzymałe. Widać, że beBobi dbają o każdy szczegół i wkładają w swoje produkty wiele serca. Serce okazują też i naszej planecie.



Zacznijmy od paczki. Zwykły karton bez grama folii. Taśmy papierowe. W środku brak worków foliowych, wypełniaczy, plastikowych kółeczek na papierową metkę. Po prostu mata i instrukcja wydrukowana na papierze z recyklingu. BeBobi zawsze przywiązywali wagę do tego by nie tworzyć niepotrzebnych śmieci. Wszelkie skrawki materiału pozostałe po szyciu mat zamieniali na akcesoria np. pasy samochodowe czy etui na woreczki. Teraz poszli o krok dalej.

Paczka bez śmieci!

Mata samochodowa ECO wykonana została z wodoodpornego materiału, który w 100% pochodzi z recyklingu butelek PET zbieranych w Europie. Do stworzenia jednej takiej maty potrzeba 96 butelek plastikowych. Matę banalnie prosto instaluje się w samochodzie poprzez nałożenie 4 kapturków na zagłówki. Ja mam samochód 3 drzwiowy i dotychczas musiałam odpinać i zapinać paski poprzedniej maty podczas wpuszczania psów. Kapturek na zagłówek jest zdecydowanie szybszą i wygodniejszą opcją. Te kapturki i dwie kieszenie naszyte na matę również wykonane są z materiału pochodzącego z recyklingu, a dodatkowo ozdobione są pięknym wzorem utworzonym we współpracy z Pieski z kreski. Czyni to matę nie tylko funkcjonalną, ale też szalenie estetyczną.


Pomiędzy przednimi siedzeniami mata ma wszytą siatkę, tak by w trakcie podróży czworonożni pasażerowie mogli zerkać na kierowcę i podpowiadać jak ominąć korki i weterynarza :). Pewnie nie zaskoczę Was jeśli powiem, że ta siatka również stworzona została z materiału pochodzącego z recyklingu.


Mata ma dwa wycięcia na pasy bezpieczeństwa. Otwory te można zasunąć suwakiem. Suwaki użyte w macie zostały wyprodukowane w Polsce i mają certyfikaty o braku zawartości substancji szkodliwych.


Tyle technicznych informacji. A jak mata sprawdza się w użytkowaniu? REWELACYJNIE! Przez moje auto przewinęło się sporo mat z sieciówek, a i zakupionych w zoologicznym. Często mają one sztuczny, trudny do wywietrzenia zapach, suwaki i zapięcia łatwo się niszczą, a i mata szybko zaczyna wyglądać jak po przejściu huraganu, bo tak też jest. Dla mnie samochód jest rzeczą typowo użytkową i nie oszczędzam go w żaden sposób. Huragan Manu i Orkan BB przelatują przez tylną kanapę pozostawiając po sobie piach, powódź i łzy pedanta, a matka raz na sezon kupuje nową matę. Jednak nie tym razem!


Jak testy, to testy! Nie oszczędzaliśmy naszej ecomaty ani jeden dzień. Pierwsza wycieczka do lasu zaraz po zainstalowaniu maty, zakończyła się kąpaniem w stawie i tarzaniem w trawie, a co za tym idzie psy do auta wniosły tonę piasku i dużą dawkę wilgoci. I tak z każdym kolejnym wypadem dokładali swoje, a mata nie przejmowała się niczym. Woda nie przeciekała, po prostu wysychała. Piasek nie przedostawał się pod matę. Mata nie przesuwała się w trakcie jazdy. Otwory na pasy nie rozszerzały się i nie pruły. Psy w trakcie jazdy nie ślizgają się i nie muszą wiecznie poprawiać pozycji.

Prosto z jeziora do auta.

Dowaliliśmy więc bardziej. Najlepszy sposób na to by nie mieć piaskownicy w domu po wizycie nad wodą to wrzuceniem psów prosto z jeziora do auta z pominięciem plaży. Z mokrych futer kapała woda, otrzepywali się, a mata w śmiech! Nic jej nie straszne. Zero uszkodzeń, zero problemów. Jednak po prawie dwóch miesiącach użytkowania trochę jakby przyszarzała. „Mam Cię! Pewnie trudno Cię będzie doczyścić!”. Ale gdzie tam. Wyciągnęłam ją z auta, wytrzepałam, przejechałam mokrą ścierką (szmatkę wypłukałam ze 3-4 razy) i po 5 minutach znów uśmiechają się do mnie czyste Pieski z kreski. No nie do zajechania!






Matę można prać ręcznie (albo w pralce na trybie delikatnym), nie mam jednak takiej potrzeby. Jedyny element, który jest odrobinę przybrudzony to jasna kieszeń, od strony pasażera. To tamtędy wpuszczam psy do auta i często depczą po niej wchodząc do środka. Oprócz tego szybka higiena z użyciem szmatki jest wystarczająca, a siedzenie pod spodem ochronione. Jedyne miejsce gdzie przedostał się piasek to okolice otworów na pasy. Samochód brudzi się jedynie na bokach auta pod oknami, czyli tam gdzie mata nie chroni, a gdzie Biś lubi opierać się patrząc przez okno. W serii ECO można zamówić maty z dodatkowymi bokami chroniącymi drzwi, ja po prostu takiej nie wybrałam. Są też maty rozsuwane na środku, z kieszeniami z korka, z papieru, z suwakiem na nogi ludzkiego pasażera... jednym słowem każdy może wybrać matę odpowiednią dla siebie.


Czy mata ma jakieś minusy? Myślę, że cena może być elementem decydującym o zakupie. Mata zdecydowanie jest jednak jej warta. Po pierwsze jest to faktycznie produkt ekologiczny. Po drugie jakość wykonania maty, użyte materiały są z najwyższej półki a to oznacza, że będzie ona służyła latami (długowieczność produktu też świadczy o jej ekologiczności). Mata ma bardzo estetyczny design, nie znudzi się nam zatem zbyt łatwo, więc nie wpadniemy na pomysł by ją wymieniać dla samej zmiany wyglądu. Wszystko to sprawia, że warto jest zainwestować w ten produkt.


Pamiętajmy, że zmiany klimatyczne postępują w zatrważającym tempie, na naszych oczach i tylko osoby nieodpowiedzialne lub niedouczone nadal starają się im zaprzeczać. Politycy należą do obu tych grup, dlatego jest to jeden z tych problemów, za który musimy zabrać się sami, wszyscy i od zaraz. Bardzo cieszę się, że są takie firmy jak beBobi, które tworzą produkty na lata, wbrew trendom na ciągle nowe, sezonowe buble. BeBobi dbają o swoich klientów, o ich zwierzaki, samochody, ale i o nasze środowisko, dlatego zasługują na najwyższe wyróżnienie i pochwały.

Pozwalają naszym psom być psami wszędzie, także w aucie. „Be Bobi” - „bądź Bobim”. Nawet ich nazwa pokazuje zdrowe podejście do życia :)



poniedziałek, 20 lipca 2020

Farmina Natural & Delicious Quinoa - recenzja

Karmę firmy Farmina poznaliśmy jakiś czas temu otrzymując próbki od cioci Gadaszu. Oba psy trzęsły się na zapach maleńkich kulek z dynią, jak gdyby były to najlepsze smaczosy. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że Farmina bierze udział w plebiscycie TOP for DOG 2020, byłam pierwsza w kolejce do testów. Czy słusznie?


Farmina ma kilka wyspecjalizowanych linii karm m.in. z dynią, zbożami, czy rybami. Tym razem w plebiscycie bierze udział karma specjalistyczna z ziarnami quinoa czyli komosą ryżową, która jest wspaniałym źródłem błonnika wspomagającego trawienie i jest bogata w przeciwutleniacze.

Świetnym rozwiązaniem w procesie doboru karmy są oferowane przez Farminę indywidualne konsultacje żywieniową. Przemiła Pani zadzwoniła do mnie i zapytała nie tylko o wielkość i wiek moich psów, ale przede wszystkim o stan zdrowia, alergie, nietolerancje pokarmowe, dotychczasowe doświadczenia z konkretnymi składnikami, kupy, bąki i wszystko inne co związane jest brzuchami moich psów, a także o to jak aktywni jesteśmy, czy coś trenujemy, pełen wywiad. Ja zgłosiłam do testów Manu z uwagi na dodatkowe 1,5 kilograma, którego nie potrafiłam pomóc mu zrzucić już od jakiegoś czasu. Farmina w linii QUINOA oferuje karmę Weight Management wspierającą odchudzanie. Dodatkowo pani konsultantka zaproponowała karmę dla Bisia SKIN and COAT, tak aby młodzież szybciej się nam ofutrzyła. Tego samego dnia otrzymaliśmy na maila plan żywieniowy, który określał nie tylko jaki rodzaj karmy będzie najlepszy dla psa, ale też dokładnie wyliczoną porcję w gramach.

Każdy z psiaków otrzymał 7 kg worek do testów. Niestety nie są to worki strunowe co utrudnia przechowywanie. Obie karmy mają bardzo drobne granulki idealne do treningu i jeszcze lepsze do wszelkich zabaw węchowych, interaktywnych zabawek czy naszych ukochanych misek Spin od Ofiufiu. Omówię każdą karmę osobno.


Farmina Natural & Delicious Quinoa - WEIGHT MANAGEMENT

Karma „odchudzająca” ma świetny skład oparty na jagnięcinie oraz brokułach i szparagach. Jest jedzeniem o obniżonej zawartości tłuszczu (8%, gdy pozostałe mają ok. 18%). Co bardzo ważne przy odchudzaniu karma zawiera zwiększoną ilość błonnika, dzięki czemu nie trzeba więc zmniejszać porcji. Błonnik daje psu poczucie sytości mimo mniejszej kaloryczności posiłku, bo wypełnia brzuszek. Manu otrzymywał zatem 160 g karmy, tak jak wszystkich poprzednich karm - tyle, że wcześniej obliczałam to na oko na podstawie tabelki z opakowania, a tu miałam podane konkretnie do mojego psa.

Pierwsze co zauważyłam po otwarciu worka to mega intensywny zapach - zapach, który wzbudzał prawdziwy entuzjazm w moich psach natomiast dla mnie był mocno przytłaczający. Zaznaczę tu, że mnie praktycznie nic nie śmierdzi, ale mieszanka zapachowa tej karmy faktycznie była dla mnie nieprzyjemna i zatykająca (i tylko dla mnie, Manusiowy Pan z nadwrażliwością zapachową miał w tej sytuacji luz). Zapach karmy jest dla mnie jedynym jej minusem.


Manu od pierwszych dni baaaaardzo chętnie zjadał wszystko do ostatniej kulki. Takiego zapału do jedzenia nie widziałam od czasów sprzed zapalenia żołądka czyli od półtorej roku. Pies cieszył się na każdy posiłek, podczas treningu czułam się jakbym miała w ręce szalenie pożądane parówki. Przy trudniejszych zabawkach interaktywnych Manu się wręcz trochę frustrował, bo tak bardzo chciał dostać się do żarcia. Po tygodniu mózg wrócił na miejsce, ale karma do samego końca budziła taki sam entuzjazm.

Granulki Farminy dobrze zgodziły się z Manusiowym brzuchem. Nie było żadnych sensacji czy wzdęć, a jak wiecie Manu jest bardzo na to podatny. Z uwagi na dużą zawartość błonnika, który nie jest trawiony, kupy Manuśka były większe niż dotychczas. Zdarzało mu się nawet czasem zrobić dwie kupy na jednym spacerze. Były one odpowiedniej konsystencji i zapachu (tak kupa może mieć odpowiedni zapach), po prostu znacznie większe.


No i to co najważniejsze. Czy Manu schudł - tak! Moje psy prowadzą umiarkowanie aktywny tryb życia. Staram się jak najczęściej wychodzić z nimi na długie spacery, ale zazwyczaj są to 2-3 ponad godzinne spacery w tygodniu, a nie codzienny trening. Gdy tylko jest okazja jeździmy też nad wodę by mogły pływać. To co istotne to nie zwiększyłam intensywności aktywności w trakcie testów, a mimo to Manu schudł ponad kilogram w 5 tygodni. Przed rozpoczęciem testów ważył (wstyd się przyznać) 14,6 kg. Po zakończeniu testów waga spadła do 13,4 kg. Pies jest szczupły, a jednocześnie ponieważ karma jest oparta na dobrych składnikach nie widać żadnej negatywnej zmiany w stanie okrywy włosowej czy mięśni. Manu ma tak samo lśniącą sierść jak wcześniej, a mięśnie jedynie zostały uwydatnione przez redukcję tłuszczyku. Jest też bardzo aktywny, radosny i nie wykazywał żadnych oznak głodu.

Test zakończyły się w tym przypadku pełnym sukcesem, który zamierzam kontynuować i zakupić kolejny worek tej karmy, aby postawić kropeczkę nad „i” w metamorfozie Manuśka.


Farmina Natural & Delicious Quinoa SKIN & COAT

Karma Skin and Coat przeznaczona jest przede wszystkim dla psów z alergiami i nietolerancją pokarmową objawiającą się na skórze. BB nie jest takim psem. Zdecydowałam się jednak na tę karmę dla niego z uwagi na skład, oraz fakt, że jak na kooikerhondje jest dość „łysawy”. Fakt, że to dopiero młodzian i zdąży jeszcze nabrać włosa, ale czemu tego procesu nie wspomóc.


Karma Skin and Coat w naszej wersji oparta jest na śledziu. Występuje ona też w wersji z przepiórką, kaczką lub jeleniem. Dodatkowo nasza karma zawierała kokos tak ważny dla odżywienia skóry i włosa, a także kurkumę i wiele innych składników (odsyłam na stronę Farmina.com). Drobne kuleczki o jasnym kolorze, mają intensywny, ale tym razem bardzo przyjemny dla mnie, rybny zapach. BB był mocno zainteresowany swoją karmą, a i Manu zerkał w jej stronę. Mimo małych kulek Biś gryzł je, co nie jest do końca oczywiste przy tym odkurzaczu.

Motywacja na treningu z udziałem Farminy robiła się sama! Karma ma wysoką smakowitość, a z czasem entuzjazm w jej jedzeniu nie słabł nawet na moment. BB otrzymywał 120 g dziennie według obliczonego przez konsultantkę żywieniową programu żywieniowego. W pierwszych dniach dodawałam mu kilka kulek Manusiatych, bo dotychczas Biś jadł więcej objętościowo, ale już po 5-6 dniach dostawał dawkę docelową. Nie zgłaszał głodu, a moje psy potrafią upomnieć się o swoje.


W pierwszych dniach zdarzyło się kilka bączków oraz mniej solidnych kup, wszystko szybko jednak wróciło do normy. Karma bardzo dobrze się trawi i jest mało produktów ubocznych. BB robił maluteńkie kupy, czasem tylko dwie dziennie mimo, że dotychczas robił 3. Zrobiłam mały eksperyment na koniec testów Manusiowych (z uwagi, ze dostawał więcej gramów jego karma szybciej się skończyła) i dałam mu Bisiową karmę - efekt był ten sam. Po dwóch dniach małe kupeczki.

A jak z wyglądem sierści. Muszę przyznać, że sierść Bisia zagęściła się, jest bardziej puszysta. Nigdy nie będzie on posiadał tak okazałego futra jak Manu, ale zauważyłam drobne sygnały, że faktycznie karma i dorastanie robi swoje. Pojawiły się na przykład gęstsze wskazówki na uszach. Kooikery mają zazwyczaj takie długie, czarne kolczyki z włosów na końcówkach uszu, ale Biś miał trzy czarne włoski. Teraz może się już pochwalić uszami godnymi kooikera (choć nie są one nadal okazałe - pozdrawiamy dziadka Ediego z takimi samymi uszkami ;) ).

W przypadku Bisia również zamierzam zostać przy Farminie, w związku z świetnym składem, atrakcyjnym zapachem i smakiem. Granulki są idealnej wielkości, brzuszki są zdrowe i psy szczęśliwe. Dla BBiego kupię jednak tym razem karmę innej linii. Muszę to jednak omówić z moim konsultantem żywieniowym :) - jak fajnie, że mają taką opcję dla klientów!


Karmę Farmina polecamy całym serduszkiem. Jeśli szukacie karmy, która pomoże wrócić do formy Waszym psiakom to bez wahania uderzajcie po WEIGHT MANAGEMENT. Jeśli Wasz psiak, ma nietolerancję pokarmową kupujcie SKIN and COAT, albo DIGESTION, która sprawdzi się też u psów z problemami żołądkowymi i trzustkowymi. Zobaczcie też ofertę innych linii karm mokrych i suchych, bo każdy znajdzie tam propozycję dla siebie. Myślę, że najlepszą rekomendacją niech będzie to, że my zostajemy przy Farminie!


wtorek, 7 lipca 2020

PositiveCare naturalny olejek przeciw kleszczom i komarom - recenzja



Rok 2020 robi wszystko by mocno zapisać się w historii i naszej pamięci - COVID, protesty na tle rasowych, walka o prawa człowieka, susza i powodzie, a na domiar złego W TYM ROKU JEST MILION KLESZCZY!

Tak, to nie przesada. Manu mieszka z nami 4 lata. W tym czasie do lutego 2020 złapał 6 kleszczy. W okresie od lutego do czerwca już 12. Z każdego spaceru psy przynoszą po kilka lub kilkanaście kleszczy i to na Śląsku, gdzie nigdy nie mieliśmy tego problemu. Sprawdzam moje psy dokładnie po każdym spacerze i na dokładkę tuż przed snem. Czasem nie zdążę jeszcze butów ściągnąć, a widzę, że po otrzepaniu się psów kleszcze łażą mi po panelach w przedpokoju. Jednym słowem - MASAKRA!

Patrzcie jakie mikro cholery wyciągam w tym roku z psów. 
Tak na zdjęciu są dwa kleszcze, jeden miał około milimetr długości.

Od samego początku Manu zabezpieczany był obrożą Foresto i byliśmy zadowoleni. Obroża działa odstraszająco i biobójczo. W tym roku również BB dostał już pod koniec lutego swoją obróżkę. Niestety nie jest to w tym sezonie wystarczająca ochrona. Niektórzy łączą obroże z tabletkami jest to jednak ryzykowne z uwagi na to, że oba specyfiki mają działanie biobójcze. Inni łączą z kroplami, a to też trudno zrobić, bo niektóre substancje źle na siebie działają w połączeniu. Ja postawiłam więc na naturalne wspomaganie. Na przeciw wyszła nam firma PositiveCare, których olejek został zgłoszony do plebiscytu TOP for DOG 2020. Od razu zapisałam się do testów. A oto rezultaty!


PositiveCare jest Polską firmą ze Skoczowa. Ich preparat składa się w 100% z naturalnych olejków eterycznych, które mają działanie odstraszające dla komarów i kleszczy. Jest to produkt bezpieczny dla psiaków, wegański, a do tego w bardzo przystępnej cenie. Należy go użyć przed spacerem i w zależności od wielkości psa spryskujemy 2-4 psiknięć. Produkt z założenia jest wspomaganiem innej ochrony przeciwkleszczowej. Może być jednak zbawieniem dla psich alergików, którzy nie mogą stosować chemicznych preparatów. Ja produkt testowałam na długich spacerach w lesie oraz podczas mojego 6 dniowego pobytu na wsi, nie używałam go na spacerach fizjologicznych.


Olejek jest wydajny, butelka wygodna i estetyczna, niestety troszkę przeciekała, w związku z czym do plecaka warto wkładać ja w woreczku. Podczas pobytu na wsi (okolice Lublińca) psy przyniosły jedynie 2 kleszcze (oba Biś). Muszę tu zaznaczyć, że po przejściu 3 km nastąpiła kąpiel w stawie i nie dopsikałam psów po wyjściu z wody. Nie złapały też ani jednego kleszcza bawiąc się na działce w trawie i krzewach, choć miały do dyspozycji też basenik z wodą.
Trochę gorzej wypadają testy w naszym ulubionym lesie do spacerów w nomen omen Kleszczowie. Tam po psach łazi dużo kleszczy i ściągamy je nie raz jeszcze w lesie z futerek, do domu jednak zawsze przywoziły 2-4 kleszczy, a czasem nawet strzyżaka. Bez olejku wynik ten był wyższy więc trzeba przyznać, że olejek jest skuteczny, jeśli jednak spodziewacie się 100% pewności to muszę Was rozczarować. Mimo podwójnej ochrony w tym roku kleszcze wygrywają i zawsze te pierony znajdą drogę do naszego domu.


Czy polecamy olejek PositiveCare? Tak. Czy sami będziemy stosować? Nie.
Niestety olejek ma bardzo intensywny zapach (na mój nos octowy), tak jak wiele preparatów tego typu. Okazało się, że Manusiowy Pan źle reaguje na niego i gdy spsikałam psy w domu przed wyjściem, dostał duszności i ataku kaszlu. Miałam trudności z wywietrzeniem mieszkania. Na Bisiu po 1,5 godziny nie czuć już nawet nuty olejku, ale gęste, długie futro Manusia chłonie go jak gąbka i jeszcze na drugi dzień można było wyczuć preparat przytulając się do psa. Ponieważ psiaki śpią z nami w łóżku ten zapach jest niestety w naszym przypadku dyskwalifikujący.

Na wieś pojechałam z psami sama i mogłam je psikać do woli i byłam bardzo zadowolona z efektów. Jeśli więc tak jak ja nie macie wrażliwych nosów czy alergii oddechowych to jak najbardziej warto kupić ten produkt.


Pamiętajcie, że kleszcze nie tylko są obrzydliwe, ale przede wszystkim przenoszą wiele groźnych chorób takich jak babeszjoza, anaplazmoza, borelioza. Niektóre preparaty działają tylko odstraszająco więc jeśli pies przyniesie kleszcza do domu, ale będzie pachniał mu niezachęcająco, to może przejść na nas. Dlatego niezależnie od tego jak skuteczną ochronę stosujecie, zawsze sprawdzajcie Wasze psy, szczególnie w najbardziej narażonych miejscach jak okolice pyska, uszu, szyja, pachy, brzuch, okolice genitaliów i odbytu, przestrzenie między łapami i poduszeczkami łap.