piątek, 29 maja 2020

Recenzja Dobrej Karmy

Mamy ogromną przyjemność i zaszczyt być w gronie Ambasadorów plebiscytu Top for Dog na rok 2020. W plebiscycie tym wszystkie zgłaszane produkty są testowane przez wybrane ekipy. My rozpoczęliśmy naszą przygodę od testów karmy o nazwie Dobra Karma firmy HelloDogs i podeszliśmy do zadania z należytą starannością i ze smakiem. Zapraszam do przeczytania naszej recenzji.

Dużą wagę przywiązuję do tego co jedzą moje psy. Chcę by karma, którą podaję była zdrowa, smaczna i godziła się z psimi brzuszkami, o co nie zawsze jest tak łatwo. Manu jest szczególnym przypadkiem pod tym względem. Po adopcji zjadał wszystko w 3 sekundy, rzucał się wręcz na jedzenie. Odkryliśmy też wtedy, że ma nietolerancję pokarmową na kurczaka, indyka i kilka innych składników co zazwyczaj miało swoje odzwierciedlenie w luźnych kupach. Ma też bardzo podatne na wzdęcia jelitka. Jakby tego było mało w zeszłym roku, w związku z rodzinną silnie stresującą sytuacją Manu zachorował na zapalenie żołądka. Zgaga towarzysząca tym dolegliwością spowodowała, że nie chciał jeść. Co ja się nacudowałam by wcinał swoje jedzenie! BB pod tym względem jest póki co łatwiejszym egzemplarzem. Manu kilka razy próbował karm o wysokiej zawartości mięsa i efekty nigdy nie były dobre, stąd przewrotnie chciałam poddać Dobrą Karmę najwyższej próbie Manusiowego żołądka. Karma w naszym domu jest też narzędziem pracy - psy codziennie trenują w zamian za posiłek lub zdobywają jedzenie w zabawkach interaktywnych, a tylko czasem jedzą zwyczajnie z miski. Dlatego testy karmy w naszym domu to są naprawdę poważne próby!



Zdecydowałam się wybrać Dobrą Karmę z uwagi na jej skład. 65% składu stanowi łosoś z czego aż 35% to świeżo przygotowana ryba. Karma nie zawiera zbóż, konserwantów, sztucznych barwników czy antybiotyków i przygotowana jest ze składników nadających się do spożycia przez ludzi. Bogata jest w kwasy omega 3 oraz warzywa i zioła ułatwiające trawienie. Po szczegóły odsyłam na stronę https://sklep.hellodogs.pl/produkty/superfoods-losos-szpinak-koper-szparagi-fenkul-pomidor .


Karmę otrzymaliśmy w pięciu 2 kilogramowych workach, dzięki czemu łatwiej ją przechowywać i dłużej zachowuje ona świeżość. Od pierwszego dnia psy zainteresowały się granulkami, mimo że na pierwszy plan wybija się raczej zapach ziół niż ryby. Chętnie zjadali całą porcję, a także motywowała ich ona podczas treningu. Karma w kształcie trójkącików wymaga dobrego pogryzienia, co jest dużym plusem, bo przy mniejszych kuleczkach Bisio o tym zapomina czasem i połyka w całości. Zaskoczyło mnie to, że granulki nie są tak tłuste jak inne rybne karmy, przez co nie oblepiają się tak bardzo okruszkami i nie brudzą rąk, a że zapach też przyjemny to idealnie sprawdzała się mi podczas treningu nawet na zewnątrz, gdzie nie ma możliwości umycia rąk od razu po podaniu. Smakowitość karmy oceniam pozytywnie, choć muszę przyznać, że pierwszy entuzjazm osłabł pod koniec miesiąca, co było zauważalne podczas treningu w rozproszeniach.


A jak Manusiowy brzuszek? Świetnie! Manu przez cały miesiąc testów nie miał żadnych problemów gastrycznych. Zero wzdęć, sensacji, kupki idealne, zapach z pyska ok. Po prostu super! Czy jest jakieś, ale? Niestety tak. BB, który dotychczas zawsze wszystko trawił bezproblemowo, na tej karmie miewał wzdęcia i puszczał bąki. Od początku prowadzę go na karmach rybnych, nie jadł jednak dotychczas karm z fasolką i może to ona zawiniła. Kupki Bisia za to wręcz książkowo idealne. Karma załagodziła też łupież, który okresowo pojawia się podczas wiosennego linienia i mam wrażenie wzmocniła psi włos - mniej sierści wychodzi z Bisia i Manisia również.


Wraz z karmą chłopcy otrzymali przysmaki z jagnięciny i siemienia lnianego oraz suszonej wołowiny i to był hit pod każdym względem!


Jeśli szukacie karmy opartej na naturalnych składnikach z dużą zawartością mięsa mogę Wam polecić wypróbowanie Dobrej Karmy. Na plus na pewno przemawia dbałość o dobór i różnorodność zastosowanych produktów, zapach, kształt i strawność granulek. Do tego byłam zaskoczona wręcz jak dobrze Manuś funkcjonował na tym jedzeniu. Minusem w naszym przypadku były Bisiowe wzdęcia i słabnąca smakowitość. Cóż. Uważam, że Dobra Karma jest naprawdę dobrą karmą i warto ją spróbować! Może w Waszym domu macie więcej Maniśków niż Biśków.

Niespodzianka! Na hasło manu5 jest 5% rabatu na wszystkie produkty HelloDogs. Nic tylko zamawiać!




wtorek, 26 maja 2020

Klucz do luźnej smyczy



Świat powoli budzi się po pandemii i ja też czuję potrzebę obudzenia się i pisania do Was. Nasz instagram się rozhulał co motywuje mnie do tego by i tu rozwinąć skrzydła.


Na naszym instastory powstał nowy cykl Akademia Pieska Manu. Będzie on zawierał porady i materiały edukacyjne z zakresu psiego behawioru. Story to jednak ograniczona przestrzeń dlatego tematy cieszące się największym zainteresowaniem będę rozwijać na blogu.

Na pierwszy ogień problem ciągnięcia na smyczy. 




Jednym z najczęstszych problemów na jakie skarżą się opiekunowie psów jest ciągnięcie na smyczy. Każdy psi kurs zawiera naukę chodzenia na luźnej smyczy. Chodzenie przy nodze jest jedną z konkurencji w sportowym posłuszeństwie. Na rynku znajdziecie też wiele narzędzi (w tym tortur) do poskramiania psich ciągników: kantarki, easywalki, haltery, dławiki, kolczatki... a mimo to są psy, które nawet na ostrej kolczacie będą ciągnąć. Dlaczego?

To jest właśnie pytanie, które powinien zadać sobie każdy opiekun, a już na pewno każdy trener, a z jakiś względów wielu nie zadaje. Skupiamy się na metodach, technikach i narzędziach pomijając zupełnie przyczynę. Bez zrozumienia przyczyny nie wyeliminujemy problemu lub spowodujemy, że pojawi się on gdzie indziej. Psu też wygodniej jest iść na luźnym pasku niż dławić się na obroży, co zatem nimi powoduje.

Najczęściej mamy do czynienia z jedną z trzech przyczyn:

1. błędy wychowawcze,
2. niezrealizowane potrzeby,
3. emocje.


W niniejszym artykule omówię wszystkie trzy.

1. Błędy wychowawcze.


Nie nauczyliśmy psa chodzić na smyczy i teraz mamy. To takie proste! Łatwo zapanować nawet nad największym szczeniorkiem, dlatego jego ciągnięcie nam nie przeszkadza. Szczeniaczkom często też kupujemy krótką smyczkę lub flexi i nie budujemy nawyku chodzenia na luźnej smyczy oraz nie uczymy, że smycz jest narzędziem komunikacji z nami. A czasem nauczymy jeszcze tę małą kulkę, ale zupełnie przerasta nas problem, gdy w okresie dojrzewania w naszego słodkiego papika wstępuje zbuntowany nastolatek, który wie lepiej gdzie, kiedy i jak się idzie.


I tu wkracza trener na białym koniu, pokazuje nam metody drzewka i zatrzymywania się, my jesteśmy super konsekwentni i problem znika. Albo trafiamy na czarny charakter, który wrzuca psa na kolczatę czy dławik (narzędzia awersyjne to temat na osobny wpis, tu tylko krótko powiem, że ja jestem na nie).

Czy jest coś oprócz braku konsekwencji co może nam zawalić pracę nad luźną smyczą? Tak, źle użyte narzędzia. Kantarki, haltery czy easywalki bywają bardzo niebezpieczne dla psiego układu ruchu, nie należą też do najprzyjemniejszych narzędzi dla psa. Smycze typu flexi natomiast zaprzeczają pojęciu „luźna smycz”, bo taka linka sama w sobie jest non stop napięta. Psiaki często „głuchną” na flexi. Ponieważ czują non stop napięcie niezależnie od tego czy są metr czy pięć metrów od nas, to nie widzą potrzeby reagować na to co mówimy. Zwykła smycz lub lina jest doskonałym narzędziem komunikacji z psem i warto zastanowić się nad tym jakie komunikaty wysyłamy i jakich pozbawiamy się mając psa na flexi. Plus każdy z nas chyba zna osoby, które flexi używać nie potrafią mimo iż wyposażone one są w aż jeden guzik. Natomiast połączenie flexi-kolczatka powinno być karane mandatem i noszeniem tego zestawu przez co najmniej tydzień.

2. Niezrealizowane potrzeby


Psy mają potrzeby fizjologiczne: jedzenie, picie, spanie, wypróżnianie... oraz niemniej ważne potrzeby dla ich zdrowia psychicznego i fizycznego. Zaliczamy do nich m.in.:
  • eksplorację i potrzebę ruchu,
  • węszenie,
  • gryzienie/żucie,
  • kontakt z innymi psami,
  • kontakt z opiekunem,
  • zabawa,
  • nauka,
  • kopanie,
  • szczekanie.
W zależności od wieku, stanu zdrowia, typu, rasy i predyspozycji indywidualnych psy mają różne natężenie tych potrzeb, wszystkie jednak je wykazują. Na przykład gończy polski będzie miał większą potrzebę węszenia od border collie, a border chętniej będzie współpracował z człowiekiem, nie oznacza to jednak, że border nie musi węszyć, a gończy nie chce się uczyć czy miziać.

Do powyższej listy warto dodać też naturalne popędy jak popęd płciowy czy łowiecki.

Jeżeli pies ma niezaspokojone potrzeby to zaczyna wykazywać problemy behawioralne.
To dlatego psy przebywające w schronisku wypuszczone z boksu prują przed siebie jak przecinaki. W schroniskowym boksie trudno zapewnić realizację wszystkich, szczególnie tych intelektualnych potrzeb.

A jak to się ma do naszych wychuchanych ich kochanych Fafików domowych?

Nie wszyscy opiekunowie mają świadomość jakie potrzeby mają ich psy. Kupują im najlepszą karmę i sypią do najpiękniejszych misek, kochają i zakładają najlepsze obróżki, a jednak nie wiedzą, że ich york powinien polować, a beagle potrzebuje węszyć i eksplorować niemal codziennie. A czasem życie wymusza na nas też to, że nie mamy czasu lub możliwości zapewnić psu wszystkiego.



Przykład z życia


.

W grudniu byłam chora. Przez 1,5 tygodnia leżałam w łóżku i moje psy nie były na długim spacerze, tylko osiedlowe sikupy. Trenowałam z nimi sztuczki w domu, przygotowywałam maty węchowe, zabawki interaktywne, bawiłam się. Manu - typowy pastuszek, był przeszczęśliwy, bo praca z Mame to to co pastuszki kochają najbardziej. BB też nie narzekał, kooikery są bardzo chętne do nauki i mocno skupione na człowieku, a jednak z każdym dniem coraz trudniej się z nim spacerowało. Po tygodniu na spacerze z Bisiem wyglądałam jak helikopter, a Biś kręcił smyczą wokół mnie jak śmigłem szarpiąc do wszystkich krzaczków i trawek. Nie pomagało mi też to, że był w szczycie dojrzewania, a grudzień to cieczkowy sezon. W tym czasie zachowanie Manu nie uległo zmianie.
Wyzdrowiałam. Trzy długie spacery bezsmyczowe. Efekt: pies odzyskał mózg.

Jaki z tego wniosek?

Warto zrobić sobie rachunek sumienia i zastanowić się jakie potrzeby ma mój pies i czy wszystkie może realizować w odpowiednim stopniu. Co z tego, że trener pokaże mi jak uczyć luźnej smyczy jeśli ja chcę zrobić z haszczka kanapowca.
Pies może i odpuści w pewnym momencie, szczególnie pod wpływem awersji, ale problem wyjdzie gdzie indziej lub na luźnej smyczy poprowadzimy bardzo nieszczęśliwego psa.
Jeżeli Twój pies ciągnie do innych psów, to może ma za mało z nimi kontaktu.
Jeśli szarpie Was od krzaczka do krzaczka, to może warto zwiększyć ilość spacerów bezsmyczowych i pozwolić więcej węszyć.
Jeżeli ciągnie za każdym ruszającym się obiektem, gołębiem, rowerem, to może warto wprowadzić zabawy łowieckie.
A jeśli ciągnie po prostu przed siebie byle dalej, to ma za mało aktywności i ruchu.

Sprawdzenie budżetu potrzeb jest kluczowym elementem diagnozy behawioralnej i nieodzownym elementem układania terapii.

3. Emocje.

Czasem nasz pies zna zasady chodzenia na luźnej smyczy, ale jakaś sytuacja go przerasta, boi się, frustruje, stresuje lub odwrotnie jest hiperpodekscytowany i wtedy ciągnie.
Często emocje są skorelowane z niezrealizowanymi potrzebami np. pies nie ma kontaktu z innymi psiakami, więc na ich widok ekscytuje się i pędzi zapominając, że ma człowieka na sznurku.

Bywa też i tak, że emocje są jedynym powodem ciągnięcia na smyczy. Trudno powiedzieć, żeby moje psy miały potrzebę pływania, po prostu uwielbiają to robić i gdy przyjeżdżamy nad ulubione jezioro ciągną, jak osły i zawsze na nowo trzeba im przypominać zasady.




Co z tym zrobić? Mamy tu 3 drogi

Jeżeli Twój psiak ekscytuje się wszystkim, na wszystko reaguje bardzo emocjonalnie, albo wszystko go przeraża, frustruje to należy mu pomóc wprowadzając odpowiednią terapię najlepiej pod okiem dobrego behawiorysty. Stres nie ważne czy wywoływany przez zdarzenia negatywne czy pozytywne (kto z nas nie stresuje się wakacjami?) jest bardzo szkodliwy dla zdrowia i ciągniecie na smyczy jest Waszym najmniejszym problemem.

Jeżeli psiak pobudza się emocjonalnie tylko w określonej sytuacji np. nad wodą to pracujemy nad tą konkretną sytuacją, najlepiej po upuszczeniu trochę emocji, tak by powróciło myślenie. Ja na przykład nad wspomnianym jeziorem wypuszczam psy z auta bez smyczy, pozwalam im pobawić się w wodzie, po czym zapinam na smycz i ćwiczymy już na niższym pobudzeniu. Później w nagrodę znów mogą pływać. Ćwiczymy też nad zbiornikami, w których nigdy nie pływali - emocje tam też się pojawiają, ale nie tak silne jak na Pławkach.
Ktoś może zapytać dlaczego pozwalam im biec do wody bez smyczy zamiast ćwiczyć od razu. Po pierwsze gdy emocje sięgają zenitu nie zrobicie nic poza sfrustrowaniem siebie i psa. Po drugie gdy jadę specjalnie dla nich nad jezioro tylko po to by oni mieli frajdę to pozwalam im na tę frajdę. Lubię psy i nie chcę mieć bezwzględnie posłusznych i wypranych z emocji robotów i swojego boku.

Jeżeli zaś Wasz obserwujecie, że Wasz psiak w pewnych sytuacjach zaczyna ciągnąć na smyczy, a do tego wiedziony lękiem wysyła Wam wszystkie możliwe sygnały stresu to rozważcie zabranie psa z tej sytuacji. Może się to zdarzyć u nawet najlepiej zsocjalizowanego psa, ale na pewno wydarzy się u poschroniskowca o którego socjalizacji nie wiemy nic lub wiemy tyle, że jej nie było. Nie ma co wymagać od wiejskiego Burka, że będzie chętnie się z Wami bawił na sylwestrze z Jedynką w tłumie pijanych i krzyczących imprezowiczów. Relacja z psem powinna być oparta na jasnych zasadach, kontroli, ale też czułości i wsparciu. Jeśli będziecie wtłaczać swojego psa w sytuacje niekomfortowe i wymagać od niego by do tego nie ciągnął to stracicie kluczowy element tej układanki - jego zaufanie. Nie narażamy zatem psa na stres i wychodzimy z sytuacji choćby i nawet pies ciągnął.
Nie da się oczywiście żyć bez stresu. Gdy pies u weterynarza ciągnie do wyjścia po otrzymaniu nieprzyjemnego zastrzyku no to sorry „Musisz wytrzymać i dać mi zapłacić rachunek”. Warto pomyśleć o treningu medycznym, by zapobiec takim sytuacjom w przyszłości.



Przykład z życia.



W zeszłym roku podczas naszych wakacji w Kluszkowcach postanowiliśmy się wybrać do Niedzicy, bo pogoda tego dnia była kiepska i liczyliśmy na pustki. Gdy dojechaliśmy, niebo się rozpogodziło i na zaporę wylęgły tłumy. To był koszmar! Manu ciągnął, bo nie przepada z zatłoczonymi miejscami, BB ciągnął, bo co 3 kroki ktoś na niego cmokał i wyciągał ręce (miał wtedy 4 miesiące), a ja ciągnęłam ich obu by nikt ich nie rozdeptał. Szybko uciekliśmy z tego miejsca, bo to było ponad nasze siły (ja), nerwy (Manu) i umiejętności (BB).  

Podsumowując


Klucz do luźnej smyczy leży w przyczynie problemu. Zanim załamiecie ręce lub użyjecie narzędzia awersyjnego przeanalizujcie dlaczego Wasz pies ciągnie, a dopiero potem co zrobić by temu zaradzić.